Edek wywraca stolik, czyli co nam mówią pierwsze dni prezydentury Nawrockiego [ANALIZA]
W Pałacu Prezydenckim rozpoczął urzędowanie znacznie twardszy od Andrzeja Dudy reprezentant prawicy. Karol Nawrocki będzie z całą pewnością poważnym problemem dla koalicji rządzącej
Słynne już ujęcie krótko ostrzyżonego, dobrze zbudowanego mężczyzny o rumianej twarzy wychylającego się w opiętej żonobijce z okna Pałacu Prezydenckiego nadawałoby się jak znalazł na afisz zapowiadający najnowszą premierę „Tanga” Sławomira Mrożka. Skojarzenie Karola Nawrockiego z figurą Mrożkowego Edka jest naprawdę natrętne – zdecydowanie nie tylko jednak ze względu na sam ludowo-knajacki, jednak bardzo świadomie i konsekwentnie realizowany, sztafaż nowego prezydenta.
Bo jak dotąd Nawrocki idzie jak burza. Początek tej prezydentury wydaje się mówić, że Koalicji 15 Października w ekspresowym tempie wyrasta silny, niebezpieczny i pełen energii przeciwnik. A prawicy zdaje się wyrastać nowy lider, który korzystając z potężnego wsparcia amerykańskich konserwatystów spod znaku MAGA i zbudowanej przez nich globalnej międzynarodówki ultraprawicowych organizacji wyrusza na wojnę z polską i europejską liberalną demokracją – o czym pisała już w OKO.press Anna Mierzyńska.
Nawrocki może być więc Mrożkowym Edkiem nie tylko za sprawą żonobijki i wystawionego za okno Pałacu bicepsa, lecz również w takim samym sensie, w jakim Mentzen i Kaczyński byliby konserwatywnymi rewolucjonistami z Tanga Mrożka – Arturem i Eugeniuszem – na plecach, a nawet częściowo po trupach, których Edek wspiął się na sam szczyt, sięgając zarówno po władzę, jak i po powabną Alę.
A jeśli tak, to niewykluczone, że 6 sierpnia zaczęła się w polskiej polityce nowa epoka.
Ofensywa od pierwszego dnia
Nawrocki pierwsze dni swej prezydentury pod względem komunikacyjnym wykorzystał tak efektywnie, jak tylko było to możliwe. Najpierw w Sejmie, tuż po zaprzysiężeniu, wygłosił najbardziej konfrontacyjne orędzie, jakie słyszano w tej sali od 1989 roku. W tej naładowanej nacjonalistyczną retoryką i symboliką, utkanej cytatami z Dmowskiego i Korfantego mowie wypowiedział wojnę Donaldowi Tuskowi, i całej koalicji 15 października, centrystom, lewicy i Unii Europejskiej. Utożsamiał pojęcie narodu z własnymi wyborcami, nie posługiwał się słowem „społeczeństwo”. Zapowiedział prace nad nową Konstytucją, prawdopodobnie ustanawiającą w Polsce ustrój prezydencki – oczywiście do wprowadzenia w życie w 2030 roku. W domyśle – tuż przed następnymi wyborami prezydenckimi, za to już pod rządami PiS i Konfederacji.
Przeczytaj także:
Następnie odbył się cały wielogodzinny rytuał intronizacyjny, rozwlekły niczym koronacja królowej Elżbiety i siłą rzeczy śmiertelnie nudny. Nawrocki obrócił to na swoją korzyść. Jego przejazdy i przejścia z mszy w archikatedrze do Zamku Królewskiego, następnie do Pałacu Prezydenckiego i wreszcie pod Grób Nieznanego Żołnierza pełne były ściskania rąk, przybijania piątek, machania i błogosławienia ogarniętym euforią zwolennikom nowego prezydenta.
Pod zręcznym okiem Pawła Szefernakera i jego ludzi powstawały z tego kolejne ujęcia i obrazy, profesjonalnie skrojone pod premiujące prawicę algorytmy mediów społecznościowych i natychmiast sprawnie dystrybuowane w odpowiednich kanałach.
Powtarzała się przed kamerami TV Republika i przed obiektywami prezydenckiego personelu sekwencja, w której przy błyskach kogutów nagle zatrzymywała się w drodze prezydencka kawalkada, z aut wybiegali ochroniarze, a prezydent wysiadał z limuzyny i podchodził do grupki sympatyków z flagami, by ich możliwie serdecznie powitać – i by dziękować im za wsparcie. Bardzo amerykańskie były to sceny. Część tych nagrań poznikała później z sieci – prawdopodobnie ze względów bezpieczeństwa, na skutek protestów SOP.
Prezydent się bawi
A potem był wieczór. Upojny. Na zamkniętej imprezie w dniu zaprzysiężenia nowej głowy państwa, przed nią i po niej, u Karola Nawrockiego oraz na Gali Prezydenckiej TV Republika bawiły się bardzo ciekawe kręgi gości. Była rzecz jasna rodzina prezydenta i byli oczywiście znani bokserzy – co natychmiast wypuszczono do mediów, w związku z czym to właśnie wokół pięściarzy i ich prezentu dla Nawrockiego obracały się wszystkie newsy na temat tego wydarzenia. Prezentem był realistyczny portret nowego prezydenta o wymiarach około 1,5 na 1,5 m (była to półpostać o skali nieco większej niż naturalna), przewiązany krwistoczerwoną wstęgą.
Obraz namalował Krzysztof Paciorek, twórca całkiem ciekawych prac o tematyce bokserskiej. Portret prezydenta zdecydowanie nie przypominał innych grafik Paciorka, artysta najwyraźniej postanowił na tę specjalną okoliczność porzucić swój styl na rzecz pędzla i oleju, zapewne w celu należytego oddania prezydenckiej gravitas, co ostatecznie zaowocowało dziełem kojarzącym się nieodparcie ze światem „Ojca Chrzestnego”. Nawrocki wygląda na obrazie poważnie i dostojnie, emanuje siłą.
O bokserach i ich prezencie możemy sobie poczytać na serwisach plotkarskich. O pozostałych gościach – głównie na portalach prawicy.
Republikanie wiwatują
A tymczasem tego samego dnia prezydent miał również gości z innej kategorii wagowej niż znani bokserzy. Ze Stanów Zjednoczonych przyjechali sami Matthew i Mercedes Schlapp, czyli organizatorzy konferencji CPAC i szare eminencje całej amerykańskiej prawicy. Na Gali Prezydenckiej TV Republika, ci główni lobbyści amerykańskiego ruchu MAGA wyznawali, że Karol Nawrocki jest ich osobistą nadzieją w „walce z lewicowym faszyzmem”.
„Chce mi się płakać, wzruszam się, bo przypominam sobie, że tak samo było u nas w Stanach” – mówił Matthew Schlapp, porównując zwycięstwo Donalda Trumpa z wygraną Karola Nawrockiego.
„Prezydent Trump jest prezydentem ludzi (president of the people, co w języku angielskim oznacza tyleż prezydenta ludzi, co prezydenta ludu czy też narodu – przyp red.) w Ameryce, a teraz tu w Polsce macie prezydenta ludzi, wybranego przez ludzi, prezydent Nawrocki" – wtórowała mu żona Mercedes.
Sama Gala Prezydencka Republiki była zaś żywą kopią amerykańskich rautów dla wielkich kampanijnych darczyńców. Pięknie wystrojeni goście siedzieli w udekorowanej bielą okazałej sali przy okrągłych stołach, sącząc szampana i drinki. Wyglądało to bardzo odświętnie i dostojnie, może tylko trochę jak bardzo drogie wesele. W każdym razie widzowie TV Republiki, z których zbiórek poszło na ekranizację inauguracji 500 tysięcy złotych, zostali z pewnością z poczuciem, że były to dobrze wydane pieniądze.
Nie mamy informacji z pierwszej ręki dotyczących tego, kto z PiS był tego pierwszego wieczoru u nowego prezydenta. Wiemy natomiast tyle, że było tam zaledwie kilku polityków z realnego kierownictwa tej partii oraz wszyscy współpracownicy Nawrockiego z Kancelarii Prezydenta.
Przeczytaj także:
Trump błogosławi
Byli też tego dnia w Warszawie inni ważni Amerykanie – przede wszystkim siedmioosobowa delegacja przysłana z Białego Domu. Na jej czele stanęła Kelly Loeffler. Wprawdzie formalnie to jedynie kierowniczka amerykańskiego Urzędu ds. Małych Przedsiębiorstw, jednak Loeffler jest sprawdzoną polityczną żołnierką Trumpa od czasu, gdy przez około roku (z mianowania, po ustąpieniu wybranego w wyborach senatora) pełniła funkcję senatorki ze stanu Georgia. Loeffler towarzyszyli między innymi dwaj doradcy Trumpa – Vincent Haley i Ross Worthington – oraz wysocy rangą urzędnicy Departamentu Stanu.
Na uroczystości zaprzysiężenia Nawrockiego w Sejmie obecnych było ponad 300 gości zaproszonych przez nowego prezydenta. Wśród nich znaczną część stanowili goście z zagranicy – niemal bez wyjątku byli to przedstawiciele organizacji zrzeszonych w międzynarodówce MAGA i pracujący na ich rzecz lobbyści.
Z całą pewnością się to opłacało. Już w sobotę 9 sierpnia Kancelaria Prezydenta mogła pochwalić się listem od Donalda Trumpa. Amerykański prezydent serdecznie gratulował w nim Nawrockiemu wyboru i oficjalnie zaprosił go do Waszyngtonu na „spotkanie robocze” już 3 września (co jest honorowym, naprawdę bardzo bliskim terminem jak na realia funkcjonowania amerykańskiej administracji). Nawrocki może z czystym sumieniem obnosić się z dumą tą atencją, jaką darzy go Trump.
Nawrocki rusza w Polskę
Od pierwszego dnia swego urzędowania Nawrocki rozpoczął ofensywę polityczną. Na razie to głównie akty z zakresu politycznej magii, jakimi są urządzane z wielką pompą akty „podpisywania inicjatyw ustawodawczych” – będących „realizacją” jego programu wyborczego.
Najpierw prezydent był więc w Kaliszu (7 sierpnia) – gdzie „podpisał inicjatywę ustawodawczą” dotyczącą przebiegu kolei szybkich prędkości w ramach projektu CPK.
Dzień później zameldował się w Kolbuszowej na Podkarpaciu, gdzie „podpisał inicjatywę ustawodawczą” w sprawie podatku PIT.
9 sierpnia Nawrocki pojawił się natomiast we wsi Krąpiel w województwie zachodniopomorskim. Tam „podpisał inicjatywę ustawodawczą” w sprawie „ochrony polskiej wsi”.
Po drodze Nawrocki zdążył też sformułować swoją pierwszą zapowiedź weta – dotyczy ono przygotowywanej przez koalicję rządzącą ustawy wiatrakowej.
„Podpisanie inicjatywy ustawodawczej” to czysta polityczna magia, bo choć hasło oznacza w najlepszym wypadku złożenie podpisu pod prezydenckim projektem ustawy, który dopiero zostanie przesłany do Sejmu. Tam będzie poddany pod głosowanie w sytuacji, w której większość nadal pozostaje w rękach Koalicji 15 Października, ale w oczach zachwyconych widzów tego wydarzenia jest to każdorazowo akt doniosły.
Bo w ich oczach prezydent składał właśnie swój mający potężną moc prawną podpis pod ważnym dokumentem stanowiącym o funkcjonowaniu państwa. Oto sprawczość, oto moc! Dokładnie tak przedstawiały to Kancelaria Prezydenta, PiS i prawicowe media – zarówno na antenach i witrynach, jak i w mediach społecznościowych.
A „ustawodawcze” tournée Nawrockiego po kraju to zarazem seria lokalnych wieców poparcia dla prezydenta i jego obozu politycznego. W świat idą więc kolejne obrazy, na których prezydencka para ściska ręce szczerze cieszącym się z tego zwykłym ludziom, lub je z nimi – o nie, tego nie mogło w przekazie Szefernakera zabraknąć – rosół na śnieżnobiałym obrusie.
Koalicja na grillu
Zabawy w podpisywanie inicjatyw ustawodawczych absolutnie nie można więc lekceważyć. Tym bardziej że Nawrocki nie zasypuje Sejmu swoimi ustawami po to, by Koalicja 15 Października mogła poczuć satysfakcję z ich odrzucania lub wpychania do sejmowej zamrażarki. On robi to właśnie po to, by koalicja rządząca z hukiem je odrzucała. To będzie droga do budowania narracji o potężnych możliwościach, które dawał rządowi mądry i sprawczy prezydent, lecz które zostały zablokowane. Teraz trzeba z nimi czekać aż do wyborów parlamentarnych – bo da się je zrealizować tylko z odpowiednią partią i odpowiednim rządem u władzy.
W ten oto sposób Nawrocki zaczyna realizować podręcznikowy polityczny scenariusz, którego z niewyjaśnionych przyczyn nie realizowała Koalicja Obywatelska w ostatnim roku urzędowania Andrzeja Dudy. Będzie zasypywał Sejm swoimi projektami ustaw i czekał, aż zostaną one odrzucone lub zamrożone. Każdy kolejny taki przypadek będzie dla jego i PiS wyborców kolejnym argumentem, że czas już zmienić władzę. A Koalicji Obywatelskiej trudno będzie skonstruować wobec tej prostej jak budowa cepa strategii przekonującą kontrnarrację. Andrzej Duda nigdy nie miał bowiem okazji do zawetowania ustaw reformujących na przykład media publiczne lub sądownictwo albo też wprowadzających związki partnerskie czy liberalizujących prawo aborcyjne – takie projekty nigdy bowiem do niego nie trafiły.
***
Jeśli więc Nawrocki rzeczywiście miałby być Edkiem z „Tanga” Mrożka a role Artura i Eugeniusza mielibyśmy już obsadzone, to babcią Eugenią, która karnie położyła się na katafalku na rozkaz konserwatywnych rewolucjonistów, byłaby oczywiście Koalicja Obywatelska, która zamiast gruntownie zmieniać i naprawiać państwo, postanowiła prowadzić w tym przedwyborczym roku sojusz liberałów, lewicy i centrystów drogą wytyczoną przez hasła coraz głośniej krzyczącej prawicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz