Od TW "Lucjan" do Jasnej Góry. Historia, której PiS nie chce pamiętać
Na Jasnej Górze padły słowa, które odbiły się szerokim echem. — Rządzą nami ludzie, którzy samych siebie określają jako Niemców — grzmiał bp Wiesław Mering podczas mszy dla uczestników pielgrzymki Radia Maryja. Ale to nie tylko kazanie wywołało burzę. Prowadzący "Stan Wyjątkowy" przypominają, że emerytowany hierarcha miał w PRL współpracować z bezpieką jako TW "Lucjan". I że jego polityczne sympatie od lat są jednoznaczne.
24 lipca 2025
Kazanie bp. Wiesława Meringa na Jasnej Górze miało być duchowym wsparciem dla pielgrzymów Radia Maryja. Zamiast tego stało się polityczną deklaracją. – Rządzą nami ludzie, którzy samych siebie określają jako Niemców – powiedział emerytowany biskup włocławski. — W XVIII w. jeden z polskich poetów, Wacław Potocki mówił: "Jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem". Historia straszliwie udowodniła prawdę tego powiedzenia – przekonywał zebranych.
W podcaście "Stan Wyjątkowy" Andrzej Stankiewicz i Jacek Gądek przypominają, że Wiesław Mering nie jest postacią jednoznaczną. W 2008 r. Cezary Gmyz opublikował w "Rzeczpospolitej" tekst, w którym ujawnił, że duchowny w drugiej połowie lat 70. XX w. miał zostać zwerbowany jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa PRL o pseudonimie "Lucjan". Miał przekazywać informacje o sytuacji w kurii chełmińskiej i seminarium duchownym w Pelplinie. Oficerowie odnotowali, że nie brał pieniędzy, ale otrzymał nagrody rzeczowe z okazji ukończenia pracy doktorskiej i jej obrony.
- Zobacz cały odcinek: "Stan Wyjątkowy". Duda ułaskawia Bąkiewicza. Nawrocki pozbywa się Czarnka. Sikorski skarży się papieżowi na biskupów
Czym różni się lustracja "swoich" i "obcych"
Wiesław Mering po publikacji Cezarego Gmyza zaprzeczał dokumentom zgromadzonym w Instytucie Pamięci Narodowej i twierdził, że nigdy nie podpisał żadnych dokumentów do współpracy.
— Księże biskupie, eminencjo, ekscelencjo, magnificencjo, doskonale wiesz, że bezpieka nie musiała brać deklaracji pisemnych od księży. To był wyjątek, ponieważ księża byli specyficznym środowiskiem i każdy agent był tam cenny. Oni nie mogli sobie pozwolić na ujawnienie danych, więc księża, którzy szli na współpracę, bardzo często nie podpisywali żadnych oświadczeń. W dodatku wiedziałeś, że nie brałeś pieniędzy, no bo nie brałeś pieniędzy, w związku z tym twoje oświadczenie "pokażcie mi dokumenty, które podpisywałem", a jednocześnie "pokażcie mi, że dostałem pieniądze", jest funta kłaków warte — mówi Andrzej Stankiewicz.
— Wydaje mi się, że bp Mering po prostu trwa w swoim poparciu dla obozu Prawa i Sprawiedliwości [PiS]. On naprawdę od wielu lat stoi po tej stronie. Prezes Jarosław Kaczyński jest w stanie przełknąć jakiś agenturalny epizod w czyimś życiorysie, jeśli ktoś jest użyteczny – zauważa Jacek Gądek.
— Lustracja jako taka, szeroko rzecz mówiąc na prawicy, ale też w Prawie i Sprawiedliwości, ona służy eliminowaniu przeciwników, a nie służy obiektywnemu oglądowi rzeczywistości. Kazek Kujda [Kazimierz Kujda], człowiek, który wie tak dużo o finansach Prawa i Sprawiedliwości, jak nikt inny, bo był skarbnikiem, jego żona była skarbnikiem, on kierował Srebrną, on uczestniczył w całym projekcie budowy dwóch wież, on nie może być agentem. Więc jak sąd uznaje go za agenta to prezes mówi, że sąd się myli – dodaje Stankiewicz.
"Mering po prostu to łyknął"
Jest jeszcze jeden wątek. Bp Mering pozwolił sobie powiedzieć, że "Polską rządzą dziś polityczni gangsterzy". Następnie przekonywał, że tylko cytował Donalda Tuska. Problem w tym, że to zmanipulowany cytat.
— Mering nie zajarzył, że ta fraza to jest efekt zmontowania wystąpienia Donalda Tuska. Ludzie z PiS montowali wystąpienie Tuska po to, żeby było takie wrażenie, że oto Tusk mówi, że jego rząd to są gangsterzy i Mering po prostu to łyknął – zauważa Jacek Gądek.
Sikorski wchodzi do gry
Kazanie emerytowanego biskupa miało też nieoczekiwany skutek. Radosław Sikorski, szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych [MSZ], wysłał do Stolicy Apostolskiej protest, w którym wyraził oburzenie wypowiedziami biskupów, w tym Meringa.
— Chyba nie było takiej sytuacji, a w dodatku jest w tym jakaś perwersja polityczna — zauważa wicenaczelny Onetu. Szybko wyjaśnia, że minister wysłał Adama Kwiatkowskiego, ambasadora w Watykanie i byłego ministra w kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy.
– Gdyby MSZ w każdej sytuacji miało interweniować po kontrowersyjnych wypowiedziach hierarchów, to miałoby dużo roboty. To jest jednak pokazanie takiej twardej pięści ze strony Sikorskiego — uważa Stankiewicz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz